zapomniec czy запомнить

запомнить = zapamietac

Usciski premierow nie wystarcza. Spiewanie Okudzawy i Wysockiego nie wystarczy. Zapalanie zniczy na grobach mlodych zolnierzy nie wystarczy. Ale domaganie sie o wydawanie dokumentow zbrodni wojennych takze nie wystarczy. Zadanie przyznania sie do ludobojstwa, gwaltow, mordow, klamstw i gwaltow takze.

Jestem za pojednaniem w prawdzie i w Prawdzie, bo jak nie wybaczymy, to i nam nie zostanie wybaczone. Pojednanie nie wymaga ode mnie jednak zaprzestania dazenia do poznania prawdy, lecz raczej do przebaczenia nawet wtedy, kiedy “oni nie wiedza co  czynia”. Wymaga ode mnie serca pojednanego z Bogiem i bliznim, a to jest duzo trudniejsze, niz dyplomatyczny uscisk dloni, czy zapalenie swieczki. Nie ma pojednania bez krzyza.

A prawdziwie jak mamy potrzebe jednania, my normalni Polacy z nimi, normalnymi Rosjanami, to sie za nich modlmy, pomozmy dzieciakom z sierocincow na Syberii albo bezdomnym dzieciom z St. Petersburga, zapraszajmy ich do siebie, uczmy sie ich historii i jezyka, zeby ich zrozumiec. Rosji oddalam pare lat zycia. Z Rosjanami przegadalam noce na “trudne tematy”, przemodlilam wiele godzin, nagotowalam sie dla nich kapusty i ziemniakow (bo nic innego prawie nie bylo), rozdalam wszystko, co mialam niejeden raz, nasluchalam sie ich historii zyciowych, naodwiedzalam potrzebujacych i opuszczonych. To bylo moje pojednanie.

Moj dziadek, gdyby zyl, zrozumialby to, chociaz sam byl zmuszony zostawic wszystko niedaleko Lwowa i uciekac przez sowietami. Latami jednak sam potem jezdzil, wozac ubrania i jedzenie, zabral mnie z mama dwa razy ze soba. Widzialam tam prawdziwa komune lat 70-tych, ludzki strach w oczach na ulicach, flagi z Leninem wieksze niz nasze kamienice, cerkwie przerobione na fabryki i dzieci, ktore o Stalinie i Leninie opowiadaly gorliwie podczas kolacji. To moj dziadek nauczyl mnie prawdziwego pojednania, choc byl chlop nienawidzacy komunizmu i wszystkiego co sie z tym wiazalo, to rozumial, ze to ludzie ludziom…

Nam jednak sie mowi, ze my mamy sie jednac na poziomie jakims politycznym, nie wspominajac juz zdarzen minionych. Mamy probowac rozumiec, wczuwac sie, zaprzestac pytan, nie snuc niewygodnych wywodow, zamilknac i pokochac. Przebaczenie na takich jakichs niejasnych warunkach, jednostronnie wymagane i niejako narzucone, gdyz trudno sie sprzeciwic wezwaniom tak biblijnie brzmiacym. Nagle zaczynamy sie czuc, ze to my jestesmy calym i jedynym kluczem w tych niesnaskach i ze to od naszej postawy przelkniecia sliny i ugryzienia sie w jezyk zalezec bedzie kolejny krok w naszych nadszarpnietych stosunkach. Probuje sie nam powiedziec, ze trzeba juz przestac i w koncu zapomniec.

Pamiec musi jednak zostac, bez niej nie ma przyszlosci. Pamiec nie zawistna, nie msciwa, lecz trzezwa i pokorna. Ale nie szargajmy i nie ukrywajmy prawdy w imie taniego pojednania, bo robi sie z tego papka tolerancyjnego humanizmu i niewiele znaczacego znoszenia sie nawzajem, z wymaganymi gestami potwierdzajacymi ten stan, ktory z miloscia ma bardzo malo wspolnego.

On jest naszym pokojem. On wprowadził jedność w rozdartą ludzkość, ponieważ usunął mur, który ją odgradzał i dzielił. On w swoim ciele pozbawił mocy Prawo (z jego) przepisami i nakazami. Przywrócił pokój, tworząc w swojej osobie z dwóch (nieprzyjaznych) stron jednego nowego człowieka. Obydwie strony, złączywszy w jedno ciało, przez krzyż pojednał z Bogiem i w sobie położył kres wrogości. Ef 2:14-16

A nawet sie zalapalam na pierwsza strone frondy (pod Blogujemy)…